środa, 4 kwietnia 2012

Ania uczy sie blogować - o trampku na obcasie i wątku japońskim ciąg dalszy

Wiosna! Zbieram siły po zimie, porządkuje pracownię, wkładam ofiarowane buty do pudełek, czytam odpowiedzi na pytania zadane w ankietach i pozytywnie patrzę w przyszłość. Czas zająć się Szpilkami! Z myślą o tym naprawiłam dziś aparat i zaczynam fotografować 200 par butów z mojej SZPILKOWEJ kolekcji. Wciąż napływają nowe egzemplarze, od koleżanek koleżanek, od osób, które znalazły mnie w sieci. Odkryłam też nowe kanały dystrybucji informacji o zbiórce butów. Żeby zdobyć ciekawe historie starszych pań, które nie serfują w necie i nie fejsbuczą, zaprojektowałam ogłoszenia na słupy i tablice ogłoszeń z informacją, że zbieram stare damskie obuwie, a w zamian proponuje miłą rozmowę o butowej historii i stawiam kawę w kawiarni. Czy się uda? Bardzo lubię starsze panie i ciekawa jestem co z tego wyniknie. Zaplotłam głowę w warkoczyki i zaczarowałam warkoczykowyo-dreadowy salon fryzjerski. Czemu nie tam? Dziewczyny pocztą pantoflową, kręcoc loki, przekazują dalej. Pewnie mogę się spodziewać glanów i trampek. Zainspirowana pomysłem koleżanki wrzuciłam ogłoszenie na portal typu "kupię-oddam-zamienię-sprzedam". Ku mojemu zdziwieniu znalazłam w zakładce "oddam za darmo" kilka niechcianych przez obecne właścicielki butów. I w tym miejscu pragnę zaprezentować fantastyczne, niespotykane w swej oryginalności trampki na obcasach, które urzekły mnie swoim surrealistycznym przeznaczeniem:
 
Oczywiście natychmiast napisałam maila z przemiła prośbą o wzięcie udziału w projekcie...i...czekam.
Buty butami, projekt w swojej pierwszej fazie jest na etapie zadowalajacym, ale z przerażeniem myślę o moim doktoracie poświęconym "Kobietom z kręgu Schulza", nad którym pracuje od ponad roku na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w Pracowni Projektowania Książki i Typografii u prof. Macieja Buszewicza. W zasadzie risercz zrobiony, materiały zdobyte, ale nadal czekam na eseje od kilku pań. Z mobilizacją ciężko, a bez tego ani rusz. Pierwszy tekst, który otrzymałam w terminie, jest autorstwa japońskiej schulzolog Ariko Kato z Uniwersytetu w Tokyo. Ariko to przemiła dziewczyna zakochana w Krakowie i oczywiście Brunonie Schulzu. Przytoczę fragment jej tekstu w kontekście zdjęcia powyżej. Może skojarzenie absurdalne, ale takie mi właśnie przyszło do głowy.
Ci, którzy znali Schulza wspominają często o tym, że pisarz często przybierał postawę mężczyzn opisywanych w swoich utworach. Maria Budratzka-Tempele wspominała, że podczas pozowania do portretu, Schulz najbardziej lubił, jej suknię „czarną z aksamitu z czarno-zieloną żorżetą”, „pantofle – czarny lakier z zielonym materiałem” i czarne, jedwabne pończochy. Modelka opowiada też o tym, jak poeta wypił wino z jej pantofla. Było to w 1919, czyli rok po tym, kiedy Schulz powrócił z Wiednia.
Niewątpliwie wino w lakierowanym pantofelku z zielonym materiałem jest dla mnie tak surrealne jak trampki na obcasach.


wtorek, 27 marca 2012

Ania uczy się blogować - o trampkach, fetyszu i hikikomori

Skoro mam tego bloga od kilku dni, to powinnam się sprężyć i zacząć więcej tu bywać. Wszyscy mi kibicują i mobilizują w całej tej szpilkowej akcji. Nawet wczoraj dwie fantastyczne dziewczyny z Japonii (Marta i Marina) pijąc ze mną gruzińskie wino w Cafe Szafe (kwatera główna zbiórki butów), obiecały zebrać obiekty mojego pożądania w Tokyo. To byłoby coś! Japońskie szpilki! Choć japońskie trampki z ciekawą przeszłością też by mnie zadowoliły, a wręcz zachwyciły, gdybym je oczywiście posiadła do swojej kolekcji. A propos trampek. W chwili obecnej w całej mojej butokolekcji liczącej na dzień dzisiejszy około 200 par, mam tylko jedną, jedyną, niepowtarzalną parę khakowych, conversowych trampek. Należały do koleżanki warszawianki, pisarki i dziennikarki Angeliki Kuźniak, zapoznanej dzięki łączącej nas obie ciekawości do postaci Józefiny Szelińskiej, ostatniej narzeczonej Brunona Schulza. Krążąc myślami wokół koleżanki od trampek, z utęsknieniem czekam na jej nową książkę poświęconą artystce niezwykłej - Papuszy. I w tym momencie łapię się na tym, że budzi się we mnie kolejne pragnienie posiadania nie tylko japońskich, ale i romskich damskich bucików.
Czy wobec tego pragnienia posiadania jak największej kolekcji damskich butów z ciekawą przeszłością, mogę już mówić o swoim pragnieniu w kontekście fetyszyzmu?
Samo słowo fetysz istnieje gdzieś na pograniczu idei Projektu Szpilki, odnajduje go w aspekcie twórczości graficznej Schulza i bezsprzecznie w jego biografii, ale nie miało być dominantą w tworzeniu, myśleniu o całości przedsięwzięcia. W pytaniach dziennikarzy o but jako fetysz stawiam go bardziej w kontekście symbolu niosącego przesłanie przemijania i bycia. Ale o fetyszu może innym razem, a teraz z przyjemnością wrócę do wczorajszych około japońskich pogadanek.
Z relacji moich nowych koleżanek wynika, że naród japończyków uwielbia kolekcjonerstwo i hikikomori. Kolekcjonują wszystko co się da i co wydawałoby się, że do sztuki kolekcjonowania się nie nadaje. Jeden z przyjaciół moich koleżanek, bardzo poważny pan, na bardzo poważnej japońskiej posadzie, kolekcjonuje hawajskie koszule. Inny kolega co weekend oznajmia rodzinie i znajomym, że cierpi na hikikomori, więc nie można go niepokoić telefonami i zapraszać na imprezy. Jego mama bardzo się o niego niepokoi bo pan ukończył 40 lat, a jak czytamy w Wikipedii, "hikikomori szerzy się właśnie szczególnie wśród młodzieży. Zapada na nią głównie młodzież płci męskiej. Przejawia się ona odizolowaniem od społeczeństwa na kilka miesięcy lub lat. Osoby dotknięte tą dolegliwością zamykają się najczęściej w domu, unikając bezpośrednich spotkań z ludźmi. Polega to m.in. na tym, że dana osoba po powrocie ze szkoły spędza cały czas w swoim pokoju, traktowanym jako swoją twierdzę, nie kontaktuje się z rodziną i najbliższymi". No cóż, nie wiem, czy kolega po czterdziestce to jeszcze młodzież płci męskiej, ale może żarciki na bok. Japonia według moich koleżanek jest krajem bardzo bezpiecznym dla kobiet, a przestępstwa na tle seksualnym i molestowanie są rzadkie. Super, ale w zamian za to istnieją osobne wagony w metrze tylko dla kobiet z uwagi na dość częste podszczypywania tu i tam przez męską część społeczeństwa, a jeśli nawet zdarzy się wagon koedukacyjny, to japonka ma szanse zostać przepuszczona do wejścia jako pierwsza tylko przez turystę europejczyka. Nawet na etapie wyższej edukacji chłopcy i dziewczęta nie spotykają się na wspólnych zajęciach, a szkoda. Absolutnym za to damskim hitem pożądanym przez japońskich mężczyzn jest diva Hatsune Miku - wirtualna wokalistka 3D, na której koncerty przybywają tłumy fanów.
I to, z mojego punktu widzenia, jest fantastyczne! Jak nie marzyć o butach z Japonii!
Ps.
Na dowód mojego związku (i Cafe Szafe - kwatery głównej zbiórki butów) z  japońskimi koleżankami zamieszczam tą oto fotkę:

piątek, 23 marca 2012

Ania uczy się blogować

Pierwszy dzień na blogu. Dzięki Asi Karpowicz. Długo się zastanawiałam, czy tu być i w końcu stało się. Dzień dobry wszystkim :) Chciałabym dzięki temu blogowi usystematyzować wiedzę,  myśli i spostrzeżenia, które gromadzę od ponad roku w mojej głowie. A wszystko za sprawą tego pana na zdjęciu. Czy powinnam tu pisać codziennie? Hm, to byłby spory wysiłek, bo nigdy nie pisałam pamiętnika.